stycznia 31, 2019

Psie serce - kontrinterpretacja

Na widowni Teatru Współczesnego znalazłem się trochę z przypadku. Wiedziałem, że spektakl nazywa się Psie Serce i jest na podstawie opowiadania Bułhakowa. Okazało się, że trafiłem na przedstawienie ze wszech miar fascynujące: rozmach dekoracji, ilość aktorów i jakże współczesna treść. No i Borys Szyc w roli psa, niech będzie...

Nie jestem stałym bywalcem teatrów, tym bardziej zachwyciłem się warstwą techniczną sztuki. Być może na bywalcach Teatru Współczesnego nie robi to wrażenia, ale mnie bardzo ucieszyło postawienie na pełną scenografię i efekty specjalne. W przedstawieniu udział bierze ze 20 aktorów, mimo że bohaterów pierwszoplanowych zliczyć można na palcach jednej dłoni. Do tego mamy scenę na trzy plany i kapitalnie wyglądający śnieg.
Na umowności pozwolono sobie w zasadzie wyłącznie w kwestii psa, którego kostium to na szczęście jedynie stary kożuch, nie zaś sztuczne uszy. Pies w interpretacji Szyca w ogóle sprawdza się kapitalnie. Przez większość czasu porusza się na dwóch nogach, używa chwytnych kończyn i zwraca się bezpośrednio do widowni burząc czwartą ścianę. Szczeka jedynie od czasu do czasu, a i tak widzimy w nim autentycznego psa - bardzo wiele typowo psich zachowań zostało sprawnie przełożonych na ludzką fizjonomię - działa to doskonale.

Ale technikalia to jednak tylko ozdoby, Psie Serce zainteresowało mnie przede wszystkim tym, co ma do powiedzenia. Jeśli zrobimy błyskawiczny research, to dowiemy się, że opowiadanie Bułhakowa z 1925 ma być zawoalowaną krytyką rewolucji bolszewickiej. Opowiadanie może tak, ale na pewno nie spektakl, który widziałem. Przedstawienie w reżyserii Macieja Englerta mówi coś dokładnie odwrotnego!


Historia jest prosta: szaleje rewolucja proletariatu, a znany w całej Europie profesor medycyny - Preobrażeński, przeprowadza eksperyment przeszczepienia ludzkiej przysadki mózgowej psu. Pies się uczłowiecza i trzeba coś z tym fantem zrobić. Tyle.
Najważniejsze, w gruncie rzeczy, są relacje między postaciami i ich zachowania. Największym czarnym charakterem, przewrotnie, jest sam pan profesor Preobrażeński. W pierwszych scenach wziąłem go za, często eksploatowaną, postać intelektualisty tępionego przez bolszewicki reżim. Profesor nawołuje do zaniechania przemocy i ubolewa nad popadającą w ruinę Moskwą, którą, po Rewolucji październikowej, rządzą osoby nieposiadające ku temu żadnych predyspozycji. Jego prawdziwa natura wychodzi na jaw dopiero w kontaktach z innymi ludźmi, zwłaszcza z przedstawicielami klasy pracującej. W stosunku do swojej służącej jest obleśnym dziadem - jesteś kobietą i chcesz zjeść kiełbasę, pewnie będziesz się nią, w typowy dla kobiet sposób, dławić jak kutasem (salwy śmiechu na sali). W stosunku do kolektywu lokatorskiego z miejsca jest agresywny, nie daje im dojść do słowa i czepia się tego jak wyglądają - najbardziej przeszkadza mu oczywiście kobieta w spodniach. Nie ma szansy na dialog między przedstawicielami dwóch społecznych klas i nie ma w tym żadnej winy przedstawicieli proletariatu. Wprawdzie wyglądają oni groźnie, ale w gruncie rzeczy to czworo zagubionych ludzi, chcących dogadać się z onieśmielającym, nienawidzącym ich bogaczem ze znajomościami. Klasa pracująca została ukazana jako prości ludzie, rozpaczliwie poszukujący autorytetów. Doskonale podkreśla to refren, w którym pochód robotniczy niesie ze sobą raz po raz zmieniająca się podobiznę: zaczynając od Marksa, przez Lenina ze Stalinem, na Matce Boskiej kończąc.

Prawdziwie przygnębiająca jest jednak relacja profesora z jego własną kreacją. Uczłowieczony przez niego pies, staje się błyskawicznie obiektem jego czystej nienawiści. Preobrażeński nie bierze odpowiedzialności za własne dzieło, zamiast tego przelewa na nie całą swoją złość i frustrację. Nie uczy, a każe. Poniża, obraża i wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Oczekuje, że powołana przez niego do funkcjonowania istota, powinna znać swoje miejsce. A najlepiej, to jakby miała na tyle przyzwoitości, aby przestać istnieć.
Profesor nienawidzi rewolucji i jej przemocowego podejścia, ale to właśnie rewolucjoniści okazują psu jakiekolwiek zrozumienie - to oni starają się go uczyć, przystosowywać do funkcjonowania w społeczeństwie. Robią to nieporadnie, bo też sami są osobami prostymi - „uniwersytetów nie kończyli”. Tymczasem pan profesor umywa ręce w głębokim poważaniu mając pracę u podstaw. Wyrzeka się swojej roli kaganka oświaty. Nie jest zainteresowany szerzeniem nauki wśród proletariatu, nawet jeśli przedstawiciela proletariatu sam powołał do życia. W myśl zasady, że chłopstwo powinno znać swoje miejsce.


Na koniec pozostaje do rozstrzygnięcia jedna kwestia. Na temat interpretacji opowiadania Bułhakowa sprzed 100 lat nie mam zamiaru się kłócić. Uznaje się je za krytykę rewolucji bolszewickiej i wszystko wskazuje na to, że jest to interpretacja słuszna - choćby fakt iż Psie Serce udało się w Rosji wydać dopiero w 87', 60 lat po jego napisaniu.
Czy przedstawienie zatem celowo stworzono w kontrze do opowiadania? Czy może to moja interpretacja jest w kontrze do zamysłu twórców?
Wszystko wskazuje, że jednak to drugie. Specjaliści zdecydowanie skłaniają się ku bardziej klasycznej interpretacji choćby postaci profesora Preobrażeńskiego:

Jest człowiekiem ukształtowanym przez poprzednią epokę, która bezpowrotnie odeszła w przeszłość. Z całą ostrością dostrzega absurdy kształtującego się sowieckiego ładu. Jego przenikliwe i cięte komentarze wytrącają argumenty członom komitetu mieszkaniowego, złożonego z osobników ograniczonych i prymitywnych, z którymi znakomicie dogaduje się Szarikow. Śmiejemy się do łez, kiedy profesor usiłuje zrobić człowieka ze stworzenia nazywającego go „tatą”. Dostrzegamy też tragiczny rys tej postaci, która powołała do istnienia monstrum, potwora, zwyrodnialca.
 Malwina Głowacka, teatralny.pl

Sęk w tym, że Szarikow, jak każe się nazywać uczłowieczony pies, nie zaczyna swojego ludzkiego życia jako zwyrodnialec. Zaczyna je jako pies, siłą obdarzony ludzką przysadką mózgową martwego przestępcy. Od samego początku dominują w nim dwie natury - zwierzęcia i brutalnego cwaniaka. Mimo to łasi się, dopytuje i prosi o wyjaśnienie praw rządzących ludzkim światem. Profesor natomiast z góry stawia na nim krzyżyk, o czym pisałem już wcześniej. Odtrąca go, a potem dziwi się, że wpadł w nieodpowiednie towarzystwo. Szarikow staje się potworem bo nikt mu nie powiedział, że nie musi nim być, pomimo tego jaki miał start w życiu. Rzeczywiście, nic tylko „śmiać się do łez".


Wygląda na to, że widziałem inną sztukę niż reszta widzów. Widziałem spektakl z jednej strony niezwykle uniwersalny - dobitnie pokazujący do czego prowadzi stygmatyzacja. Z drugiej bardzo aktualny w czasach, kiedy zaczyna się mówić głośno o warszawocentryzmie i o tym, że start po transformacji w 89’ wcale nie był taki równy. Preobrażeński - mieszkaniec stolicy, syn wysoko postawionego duchownego, profesor medycyny - jest wściekły na ludzi biedniejszych i gorzej wykształconych, że... są od niego biedniejsi i gorzej wykształceni.
Żyjemy w czasach globalnych starć ideologicznych na każdym możliwym froncie: podejścia do uchodźców, roli mocarstw na arenie międzynarodowej, roli państwa we wspieraniu określonych grup społecznych i mniejszości - wymieniać można długo. Ponadto, jako społeczeństwo odwracamy się od autorytetów i coraz sceptyczniej podchodzimy do badań naukowych. Najbliższe lata pokażą jak poradzimy sobie z tym wszystkim. Czy autorytety będą potrafiły zająć odpowiednie miejsce? Czy nauczymy się dyskutować i przyjmować argumenty drugiej strony? Zmieniać zdanie? Czy może będziemy jak profesor Preobrażeński który ludzi mniej wykształconych, o gorszym statusie społecznym, o słabszym starcie, uważa za zbędnych?

Dla mnie, Psie Serce jest o odpowiedzialności jaką niesie wiedza i wykształcenie. Tak o odpowiedzialności za własnych wychowanków, jak i o odpowiedzialności społecznej. Na pewno jest o tym, że ludzka przysadka nie jest gwarantem człowieczeństwa, potrzeba też opieki, cierpliwości, wychowania. Pracy u podstaw.


P.S.
Ach, jeszcze kwestia poczucia humoru. Nie wiem, po co próbować kręcić dowcip na tym, że kobieta u lekarza czasem musi zdjąć majtki. No albo wspomniane wcześniej dławienie się kiełbasą. Po co? Dowcipy z picia wódki są naszą narodową tradycją, rozumiem, ale baba u lekarza to już trochę przesada.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z oficjalnej strony Teatru Współczesnego

1 komentarz:

  1. Popieram.Preobrażeński burżuj,megaloman,męska szowinistyczna świnia.Wysłać go do kopalni.Wróć tam raczej same chłopy.Wysłać go w pole w końcu chirurg ręka precyzyjna niech zbiera ziemniaki.A na traktorze kobieta,koniecznie w spodniach.
    Tylko te wiecznie ginące kalosze,ta eksterminacja kotów...dwie wieże na Srebrnej...

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 robertJR , Blogger